środa, 27 lipca 2016

Zachody

     Ostatnio miałam okazję potłuc się po Roztoczu. Było zachwycająco pusto. Oprócz zdjęć mojej brzydkiej gęby, przywiozłam też zdjęcia ładnego zachodu słońca:



A to wygląda jak zdjęcie tuż sprzed apokalipsy.


Trochę melodrama

     Zdarza mi się myśleć. Bardzo dużo. Niekiedy rozmyślam po to, by nie robić czegoś innego. Ostatnio bardzo często myślę o czasie.
     Słyszeliście o paradoksach Zenona z Elei? Jeden z nich mówi, że skoro jedno ziarno rzucone na ziemię nie wydaje dźwięku, to korzec ziarna rzucony na ziemię również nie może wydawać dźwięku - bo przecież korzec składa się z pojedynczych ziaren, prawda? Tak samo jest z czasem. Ile trwa "chwila"? Tyle co uderzenie palcem w klawisz. Okruszyna, tak maleńka że niezauważalna, w porównaniu do całego dnia zdaje się być niczym. A dzień? Mamy dużo dni w roku, sporą ich część marnujemy, niektórych nie pamiętamy, z dalszej perspektywy zlewają się w jedną masę: rok. Rok to już więcej, ale też nie tak dużo: w podstawówce spędziliśmy sześć lat (niektórzy osiem), minęło momentalnie. Ile zim przeżyliśmy? Mnóstwo. Jednak im człowiek jest starszy, tym bardziej czuje ciężar czasu i tym bardziej go ceni.
     Czasami, kiedy myślę o czasie, stawiam sobie "chorągiewki" - w pewnych momentach myślę: "jestem tutaj, robię to, to jest teraźniejszość". Ale człowiek nigdy nie może powiedzieć prawdy o teraźniejszości, bo jego słowa to już przeszłość - i tą przeszłość opisują. Patrzę zatem, jak moje mentalne chorągiewki przesuwają się do tyłu jak widoki za oknem pociągu. Wtedy bardzo boleśnie zdaję sobie sprawę, że moje życie składa się z chwil, które ciągle przeciekają mi przez palce.
     A potem umrzemy, choć nikt tak naprawdę w swoją śmierć nie wierzy. Ale o tym kiedy indziej.

wtorek, 26 lipca 2016

Na zły początek

Dobry wieczór,
na początku wypadałoby się przedstawić. Jestem zatem młoda, średnio piękna i niedługo będę bezdomna. No, chyba że wcześniej znajdę pracę.
     Właśnie z tym jest problem. Niby mam jakieś wykształcenie, ale:
  • Nie jest to wykształcenie informatyczne (umiem tylko w HTML- a i CSS-a; wiem, jestem idiotką),
  • Mieszkam w średnio dużym ośrodku (i nie mogę się wynieść - o tym dalej),
  • Potrzebuję "elastycznego grafiku" (ach, ten pęd do nowych literek przed nazwiskiem - ale z drugiej strony, nadal mam tak pożądany status studenta),
  • Umieram od słońca (serio, fotoalergia), więc nie mogę wyjechać sobie do Włoch/Niemiec/Anglii/gdziekolwiek na robotę sezonową. 
     Do tej pory byłam na kilku rozmowach. Potencjalni pracodawcy obiecywali wiele: konkretne pieniądze, możliwość rozwoju, pracę z ciekawymi ludźmi. Niestety, nie nadaję się na przedstawiciela handlowego i nie sprzedałabym nawet szklanki wody na pustyni. Tak oto praca życia przeszła mi przed nosem.
     To może teraz nieco o charakterze - od zawsze byłam raczej introwertyczna, dość kąśliwa i ruda*. Ponadto bywam apodyktyczna oraz chimeryczna, a moje poczucie humoru bawi chyba tylko mnie samą. W zasadzie straszna ze mnie dziwaczka: nawet moje palce u stopy nie są normalne. Cukiereczek ze mnie, prawda?
     Jeżeli mam jakiś problem, muszę go przegadać. Nieważne z kim, mogę rozmawiać nawet z szafą. Dlatego właśnie założyłam bloga, ta forma zawsze skłaniała mnie do systematyczności (myślenia). Zostawiam te stronę otwartą, bo żywię nadzieję, że ktoś przeczyta moje wypociny wzruszy się i rozwiąże jeden z moich rozlicznych problemów (obecnie: da mi pracę; potrafię pisać i redagować teksty, zbierać informacje, robić zdjęcia, mam też doświadczenie dziennikarskie, ktoś, coś? Nie? Szkoda). Albo po prostu jestem porypaną mentalną ekshibicjonistką.



*W myśl zasady: "rudy to nie kolor, rudy to charakter".